O BRACIACH UDAJĄCYCH SIĘ DO SARACENÓW


Bracia zaś, którzy udają się do Saracenów, mogą w dwojaki sposób duchownie wśród nich postępować. Jeden sposób: nie wdawać się w kłótnie ani w spory, lecz być poddanymi wszelkiemu ludzkiemu stworzeniu ze względu na Boga (1 P 2, 13) i przyznawać się do wiary chrześcijańskiej. Drugi sposób: gdyby widzieli, że tak się Panu podoba, niech głoszą Słowo Boże...(Reguła św. Franciszka z Asyżu)

poniedziałek, 13 września 2010

11 września w Turcji - br. Bartek Poznański OFM Cap donosi z Mersin...

br. Bartek Poznański OFM Cap
Podczas gdy ja przemierzam klifowe wybrzeże zatoki w Sydney, mój towarzysz misji br. Bartek dzielnie stoi na posterunku w Mersin. Ma chłop talent pisarski więc szybko podzielił się emocjami i spostrzeżeniami, które rodziły się 11 września, kiedy to obchodzono rocznicę zamachu terrorystycznego na World Trade Center w Nowym Yorku. Groźby spalenia księgi Koranu wywołały w Turcji, w kręgach chrześcijan swoistą panikę. Obawiano się czy przypadkiem ten czyn, który miał się urzeczywistnić tysiące kilometrów od Turcji nie wywoła "Zemsty" na innych wyznawcach Chrystusa żyjących w krajach muzułmańskim. Oddaję głos Bartkowi....

"nieznany wielebny z żyłką do prowokacji"
Świat na łasce idioty”- tak włoski dziennik „La Stampa” podsumował w sobotę międzynarodowe napięcie wywołane przez pastora małego kościoła ewangelickiego z Florydy, Terry'ego Jonesa, który w rocznicę zamachów 11 września w USA chciał spalić Koran. Pisze: „Mówimy o szaleńcu z miasteczka na zapadłej Florydzie, przez które trzeba przejechać tylko wtedy, gdy jedzie się do Georgii czy Alabamy. O szaleńcu, zdolnym jednak do tego, by przez niego oddech wstrzymał Biały Dom, NATO, Pentagon, Interpol, ONZ i policja połowy świata, organizacje humanitarne i wolontariatu, kościoły, meczety, synagogi i tłum turystów”. Po czym zadaje pytanie: „Jak to możliwe, że ten nieznany wielebny z żyłką do prowokacji stał się planetarnym fenomenem zanim zacznie być obiektem litości ze strony swych ziomków? (…) Odpowiedź całkowicie uderza w świat środków przekazu, które zrobiły z niego gwiazdę, które go oblegają od wielu dni z mikrofonami, kamerami, magnetofonami, notesami i które rozstawiły wokół jego przyczepy dziesiątki anten satelitarnych. Czy nie wystarczyłoby go zignorować, jak sugeruje się w postępowaniu z wariatami albo z dziećmi, które za bardzo kapryszą?”- pyta dalej dziennik. Stwierdza zarazem: „Można postanowić, że zignoruje się pastora, ale jak przemilczeć fakt, że w tym czasie papież, sekretarz generalny ONZ, dowódca sił amerykańskich w Afganistanie i prezydent USA kierują apele właśnie do tego pastora i jego malutkiej kliki wiernych, których jest nie więcej niż w klasie szkoły podstawowej. Wszyscy jesteśmy więźniami tego reality show” - zauważa autor komentarza, gorzko zarazem oceniając obecny poziom dziennikarstwa.
Księga Koranu
11 września dobiega powoli dobiega końca także tu w Turcji, dokładnie w Mersin. W kraju zamieszkanym w większości przez muzułmanów, hucznie obchodzących właśnie zakończenie świętego miesiąca zwanego Ramadan. Informacja o zamiarze pastora Jonesa, który zamierzał spalić księgi Koranu w rocznicę zamachów terrorystycznych z 11 września 2001 roku, wywołała pełne napięcia oczekiwanie także w naszej niewielkiej wspólnocie chrześcijan. Trzeba uświadomić sobie fakt, że wszelkie, nawet niewinnie z pozoru wyglądające ataki pod adresem Islamu, niemalże automatycznie znajdują oddźwięk w życiu chrześcijan rozproszonych w krajach muzułmańskich. Tu nikt nie będzie nikogo pytał o wyznanie, przynależność kościelną czy w ogóle o wiarę. Zachód, zwłaszcza Europa uosabiają chrześcijaństwo. Dalsze pytania o wyznanie, o to czy jest się katolikiem, prawosławnym, protestantem czy modnym ostatnimi czasy agnostykiem nie mają tu racji bytu. Liczy się tylko to, że nie jest się muzułmaninem i jest to wystarczający powód do uruchomienia wielorakiego aparatu ucisku. Chrześcijanie, którzy w krajach muzułmańskich z reguły poddawani są licznym prześladowaniom, w momencie jakiegokolwiek wystąpienia przeciwko Islamowi wystawiani są na jeszcze większe zagrożenie atakiem. Wystarczy np. iż jakiś tam pan, niekoniecznie nawet wierzący, narysuje sobie karykaturę proroka, którą następnie opublikuje w środkach masowego przekazu, a już setki chrześcijan rozsianych pośród muzułmanów może zacząć się prawdziwie obawiać o swoje życie. „Artysta” z poczciwej Europy również wystawia się na celownik zagorzałego obrońcy „jedynej i słusznej wiary” z tym, że otrzymuje on natychmiast ochronę trwającą 24 godziny na dobę. Natomiast sytuacją chrześcijan i ich prześladowaniami niestety żadna z wielkich światowych organizacji nie raczy już sobie zaprzątać głowy. Wszak mogłoby okazać się to problematyczne, a zresztą współczesna poprawność polityczna jak najbardziej usprawiedliwia takie właśnie postępowanie. Także w Turcji, mimo iż konstytucyjnie zdefiniowanej jako państwo świeckie, nie obeszłoby się z pewnością bez perturbacji. Potwierdził to zresztą turecki jezuita przebywający w Mersin, o. Antuan, z którym ostatnimi dniami miałem okazję rozmawiać, m.in. także o kwestiach związanych z planami pastora z Florydy.
Klasztor i Kościół w Mersin
Za chwilę kolejny 11 września 2010 r. przejdzie do historii i z ulgą będziemy mogli odetchnąć, wiedząc, iż dzięki Bogu nie doszło do aktu zbeszczeszczania jednej z największych świętości Islamu. Niemniej zamiar ten oraz reakcje z nim związane, zwłaszcza te jakie mogliśmy obserwować ostatnimi dniami, stały się okazją do pewnej refleksji. Oczywiście nikt pozostający przy zdrowych zmysłach nie będzie pochwalał tego typu inicjatyw - godzących w samo serce uczuć religijnych ponad miliarda mieszkańców naszej planety. Jakkolwiek pewnym smutkiem napawa fakt, iż poczytna „La Stampa” przedstawia ów problem bardzo jednostronnie, koncentrując się tylko na chorym pomyśle pastora. Szkoda, iż nie znalazło się miejsce na pogłębienie zagadnienia i ujęcie problemu w szerszym nieco spojrzeniu. Choćby wyjaśniając dlaczego to świat nagle „wstrzymał oddech” – jak można było przeczytać w cytowanym artykule. W sumie wydawać się może, iż nie było potrzeby, gdyż jest to aż nader oczywiste. Wiadomo bowiem nie od dziś, że jakiekolwiek znieważenie Islamu, pociąga za sobą konsekwencje. I niestety nie są to tylko słowne protesty w stylu tych zamieszczanych drobnym drukiem pomiędzy stekiem setek innych informacji. Bracia muzułmanie protestują często znacznie konkretniej – czasem coś się pali, niekiedy ktoś doznaje całkiem poważnych obrażeń a zdarza się także – i to wcale nierzadko – iż niektórzy muszą zwyczajnie pożegnać się ze stworzonym przez tego samego Boga światem. W krajach, w których religia Proroka jest dominującą, mordy chrześcijan nie należą wcale do rzadkości (Arabia, Indonezja, Sudan, Algieria, itp.). I choć są to rażące akty pogwałcenia podstawowych praw człowieka, to jak wspomniałem wcześniej próżno w tych wypadkach szukać jakiejkolwiek pomocy w międzynarodowych trybunałach tzw. „sprawiedliwości”. W tym momencie ukazują one swą zadziwiającą bezsilność idącą w parze z całkowitą niekiedy ignorancją oczywistych faktów, przed obliczem których stają.
Czy więc jest coś, co jako chrześcijanie, katolicy, moglibyśmy uczynić w obliczu tych jawnych niesprawiedliwości? Hmm… pomyślmy chwilę. Naszą siłą od zawsze była przecież modlitwa. Być może więc powinniśmy jeszcze gorliwiej odprawiać nasze nabożeństwa? Oczywiście wcześniej warto wzbudzić odpowiednią intencję. Pomyślmy wobec tego o co moglibyśmy się pomodlić w kontekście współczesnych wydarzeń i tego jak są one przedstawiane. Na pewno warto modlić się o przemianę naszych braci. Ludzi wierzących przecież w tego samego Boga. Zwłaszcza o to, by osiągnęli podobny poziom ucywilizowania z jakim spotykamy się w Europie, czy – aby było bliżej – chociażby w naszej ojczyźnie. Aby tak jak Europejczycy stali się „tolerancyjni”. Ostatnimi bowiem czasy zdaje się mieć wrażenie iż nie ma przecież piękniejszego i częściej powtarzanego hasła niż „tolerancja”. A zdaje się iż w naszym kraju osiągnęła ona niemalże pełnię doskonałości. Dlaczego tak twierdzę? No bo nikt już przecież nie robi problemu z faktu, że kilku młodocianych wyrostków sika na krzyż i moczem gasi płonące w jego otoczeniu znicze (nie mówimy w tym momencie o małej grupce „moherowych fanatyków”, którzy jeszcze coś tam próbują „wojować”). Jakiż to wspaniały dowód wyrozumiałości ze strony władzy, która świadoma ludzkich ułomności puściła nieuwadze ów drobny występek. Swoją drogą, gdzie owi biedni młodzieńcy, uraczeni zbyt dużą ilością piwa, mieli załatwić tę jedną z podstawowych potrzeb fizjologicznych. A krzyż… w końcu po co go tam, akurat przed pałacem prezydenckim, stawiali?
Figura Madonny z Dzieciątkiem
Jesteśmy także wyrozumiali dla różnej maści artystów – aby urozmaicić koncert i wzmocnić siłę jego przekazu można drzeć w strzępy Biblię, paląc przy tym jej kolejne karty i wygadując mało sympatyczne rzeczy skierowane pod adresem jej autorów. Przecież nie dzieje się nic strasznego. Wszak to tylko książka, w dodatku jak widzimy nie dla wszystkich zresztą święta. Gdyby natomiast ktoś chciał nagrać film ze sceną wchodzącego do katedry nagiego mężczyzny, obrazowo szukającego schronienia w Kościele, Polska jawi się jako miejsce idealne. Nie chodzi o ilość katedr, te są także na zachodzie. Ale w odróżnieniu od Europy u nas gromadzi się jeszcze w nich całkiem sporo wiernych. Najlepiej więc aby ów nagus wszedł tam w porze Mszy św., takiej naszej najświętszej modlitwy. Wtedy przekaz zyskuje na sile wyrazu no i przede wszystkim jest autentyczny. W razie czyjegokolwiek oburzenia, może spokojnie liczyć iż sąd nie uzna tego za „obrazę uczuć religijnych”, choć dla pewności warto dodać, że „to tylko sztuka”. Nie jesteśmy dzicy niczym muzułmanie, którzy w tym samym miej więcej czasie o mało nie zlinczowali mężczyzny, który w butach wszedł do meczetu w jednym z miasteczek Indonezji i przerwał ich modlitwę. Miał szczęście, że umiał szybko biegać, dzięki temu przeżył, choć nie ma gdzie wrócić, gdyż dom został zwyczajnie zniszczony, a on sam kilka kolejnych lat spędzi za kratkami gdyż dopuścił się bluźnierstwa. Bluźnierstwa?! Sic! Cóż za obyczaje! Dzięki Bogu u nas mamy pojęcie sztuki, które jest oczywiście dosyć pojemne i dlatego nie ma obawy iż coś może nie zmieścić się w jej granicach. Tak więc bez problemu można tworzyć różne dziwactwa jak choćby w wieszanie genitaliów na krzyżu, czy umieszczanie tam nagich kobiet – co wydaje się być przynajmniej nieco bardziej „estetycznym”. Z tym że nagość może okazać się problematyczna, więc aby ją zasłonić najlepiej ponownie posłużyć się krzyżem. Wszak idealnie pokrywa newralgiczne punkty drażniące wrażliwe oko – czyż nie mam racji?
Przykładów można by mnożyć, ale po co? Wystarczy. Wobec takich faktów winniśmy żywić nadzieję, że być może kiedyś także i wyznawcy Proroka osiągną pełnię tolerancji jaką możemy cieszyć się obecnie w naszym wolnym kraju. Kraju, który potrafi przecież wznieść się ponad podziały i przechodzić niewzruszonym wobec niewinnych przecież przejawów sztuki wyzwolonej czy zwyczajnych ludzkich słabości. Może więc stłamszone póki co środowiska „artystyczne” będą mogły wkrótce znaleźć nowe przestrzenie do swej twórczości? Może wreszcie będą także i one mogły palić publicznie Koran, wieszać genitalia na Gwieździe Dawida czy wypisywać wiązanki kwiecistych wulgaryzmów po pustych połaciach wielkich ścian tworzących liczne tu meczety?
św. Franciszek mistrz tolerancji
Być może nie tylko powinniśmy zwiększyć intensywność naszych modlitw o ducha tzw. „tolerancji”, ale także pogłębić osobistą refleksję nad istotą chrześcijaństwa i nieodłącznie związanego z nim krzyża. Mówił o tym zresztą całkiem niedawno znany i ceniony w gronie czołowych publicystów jeden z czcigodnych arcybiskupów. W słowach prostych – ale jakże za to zrozumiałych - nakreślił nasze chore niekiedy postrzeganie i wykorzystywanie symboli religijnych. A przecież – jak dodał – Chrześcijanie nie są „bractwem pomnikowym”, lecz wyznawcami Chrystusa ukrzyżowanego i zmartwychwstałego. Walka o krzyż i szacunek jemu należny, traktowanie go jako środka do realizacji choćby najbardziej słusznych planów powinna nieść niepokój. Świadczy bowiem, że ktoś wyżej stawia swoje osobiste emocje niż prawdę o cierpieniu Chrystusa ukrzyżowanego. Po czym dodał, że jest to pogańskie podejście, nie mające z chrześcijaństwem nic wspólnego. Jak to ujął, schodzący z Golgoty, miejsca gdzie ukrzyżowano Jezusa, nie mieli poczucia sukcesu. Męka Chrystusa nie była wyrazem sukcesu. Podobne określenia są wyrazem odległego od chrześcijaństwa stylu wartości, nie mają nic wspólnego z katolicyzmem…
Może więc powinniśmy przestać czepiać się tych wszystkich znieważających święty dla nas znak i zwyczajnie przejść do porządku dziennego? Tak jak nie powinno się przecież zwracać uwagi na wariatów czy rozkapryszonych dzieci – co sugeruje przecież autor artykułu w „La Stampa”. Być może jednak powinniśmy także uważniej przyjrzeć się zjawisku jakim jest Islam i nim pozwolimy na wznoszenie coraz to nowych meczetów, zgłębić choć trochę główne prawdy tej coraz bardziej rozprzestrzeniającej się kultury i religii. Meczet bowiem nie może być traktowany jako kościół muzułmański. Jest on czymś radykalnie różnym. Owszem – jest miejscem gdzie wspólnota muzułmanów gromadzi się aby się modlić, ale także by podejmować kwestie społeczne, kulturalne czy polityczne. Chociażby dlatego w krajach muzułmańskich teksty przemówień są wstępnie kontrolowane przez władze cywilne. Pojawia się dodatkowo pytanie o to, kto finansuje jego budowę. Czy nie są to czasami pieniądze z tych samych źródeł, które finansują islamskich terrorystów. Mam więc nie tylko prawo, ale i wręcz obowiązek, poznania tych, którzy chcą mieszkać w moim sąsiedztwie. Może warto czasami skierować flesze i mikrofony w kierunku zjawiska jakim jest Islam i tworzona przez niego kultura, ułatwiając jego rzetelne poznanie, a przynajmniej częściowe chociaż zrozumienie tego czym jest i do czego dąży. Nie mam naprawdę nic przeciwko kolejnym prośbom o budowanie meczetów, choć irytują mnie gdy są one w formie żądań czy też masowych demonstracji domagających się swoich praw. Czasem zastanawiam się co by było gdybyśmy jako chrześcijanie zaczęli demonstrować w Stambule czy chociażby Tarsie domagając się zwrócenia nam, chrześcijanom, naszych dawnych kościołów. Trudno to sobie wyobrazić. W sytuacji jednak gdy problemem staje się jakiekolwiek gromadzenie się na modlitwie, lepiej zaprzestać snucia idei wznoszenia jakichkolwiek miejsc kultu. Dzięki Bogu, że tu w Turcji, w miejscach naszej obecności jest to względnie ustabilizowane.
Trudny to był dzień, w gorącym jak zwykle Mersinie. W mieście, w którym całkiem spora i żywa parafia nie pozwala na nudę – dzięki Bogu. Jakkolwiek chciałby się napisać może i więcej, ale czas kończyć. Zresztą pora udać się do pustego jeszcze kościoła. Tutejsi wierni przychodzą bowiem zaledwie na kilka minut przed Mszą. Ma to swoje plusy - przestrzeń wewnątrz staje się idealnym miejscem na zatopienie się w Bogu. Czasem tylko, gdy otaczającą zewsząd ciszę zakłóci skrzypnięcie drzwi, odwracam się mimowolnie. Po co to robię? Może po to tylko, aby upewnić się czy osoba zbliżająca się z tyłu, pozwala mieć nadzieję na minimalny choćby zasób tolerancji. Czy przypadkiem nie zechce przyczynić się do oczyszczenia ziemi z jednego niewiernego więcej, zasługując tym samym na swój upragniony raj. Oczywiście ma do tego prawo – w końcu jest u siebie. I to nam, tu mieszkającym i pracującym, powinno zależeć na stopniowym wdrażaniu się w otaczającą nas kulturę.
Ech – dobrze, że wkrótce Msza. Złożę w końcu na ołtarzu także i te wszystkie myśli, które mimowolnie wypełniły wnętrze. Dobrze, że za chwilę minie ten nieszczęsny 11 września….


P.S



  1. Zainteresowanym bliższym poznaniem czym jest Islam, polecam książkę pt. Islam – Sto pytań. Wydawnictwo PAX 2004, w tłumaczeniu prof. Karola Klauzy. Dwaj włoscy dziennikarze zadają szereg pytań O. Khalilowi Samir, SJ, Egipcjaninowi, obywatelowi włoskiemu, profesorowi i wykładowcy Uniwersytetu św. Józefa w Bejrucie.



  2. Pod podanym poniżej adresem internetowym znajdują się krótkie informacje dotyczące sytuacji chrześcijan w krajach muzułmańskich. http://www.opoka.org.pl/biblioteka/I/IR/dzihad_swwojna_04.html

1 komentarz:

Maciej Sokołowski OFMCap pisze...

Dzięki Bartku, trzym się dzielnie:)))