O BRACIACH UDAJĄCYCH SIĘ DO SARACENÓW


Bracia zaś, którzy udają się do Saracenów, mogą w dwojaki sposób duchownie wśród nich postępować. Jeden sposób: nie wdawać się w kłótnie ani w spory, lecz być poddanymi wszelkiemu ludzkiemu stworzeniu ze względu na Boga (1 P 2, 13) i przyznawać się do wiary chrześcijańskiej. Drugi sposób: gdyby widzieli, że tak się Panu podoba, niech głoszą Słowo Boże...(Reguła św. Franciszka z Asyżu)

niedziela, 12 września 2010

Ideał misyjny Franiszka....

Nasza misja w Turcji jest specyficzna. Myślę, że każdy misjonarz pracujący na terenie muzułmańskim staje wcześniej, czy później przed pytaniem, jak tu "kurcze" żyć? Jaka jest metoda i jaki ideał powinien towarzyszysz Głosicielowi Dobrej Nowiny? Zastanawiając się nad tym wpadł mi w ręce dobry artykuł o. Jannisa Spiterisa kapucyna, a obecnie biskupa pracującego w Grecji, poczytajmy....:)))
Paradygmat wcielenie - kenoza jest już powszechnie przyjęty w teologii misji. Przyczynek do ewangelizacji kultur zależy od teologii misji, którą się przyjmuje. Wcześniej misja była postrzegana jako podbijanie, misjonarze wyruszali dla zdobycia błądzących, by nie zginęli w piekle. Mówiło się o misji jako implantatio Eccelsiae i zakładano misje handlowe i militarne w obcych krajach.

Sobór Watykański II zmienił tą mentalność, mówiąc o dialogu, rozpoznając w innych religiach i kulturach pozytywne i święte elementy oraz ziarna Słowa. Misja bazuje się na sposobie obecności Trójcy w świecie: "Kościół pielgrzymujący jest misyjny ze swej natury, ponieważ swój początek bierze wedle planu Ojca z posłania (ex missione) Syna i z posłania Ducha Świętego. Plan ten zaś wypływa "ze źródła miłości", czyli z miłości Boga Ojca.

On to, będąc Początkiem bez początku, z którego rodzi się Syn, a przez Syna pochodzi Duch Święty, stwarzając nas dobrowolnie w swej niezmiernej i pełnej miłosierdzia łaskawości i powołując łaskawie do uczestnictwa z sobą w życiu i chwale, rozlewa hojnie swą boską dobroć i rozlewać jej nie przestaje, tak żeby będąc Stwórcą wszystkiego, stał się ostatecznie "wszystkim we wszystkich" (1 Kor 15, 28)." (Ad Gentes 2)

Taka misja Boża ma wymiar uniwersalny i Gaudium et spes stwierdza: "Skoro bowiem za wszystkich umarł Chrystus i skoro ostateczne powołanie człowieka jest rzeczywiście jedno, mianowicie boskie, to musimy uznać, że Duch Święty wszystkim ofiarowuje możliwość dojścia w sposób Bogu wiadomy do uczestnictwa w tej paschalnej tajemnicy." (Gaudium et spes 22)

Kościół jest sakramentem Bożym wzniesionym pośród narodów, jest on żywym proroctwem dialogu miłości pomiędzy Bogiem i ludzkością, a jego misja wyraża się byciu żyjącym miłosierdziem Bożym w świecie. Misjonarz jest bezbronnym prorokiem, który wzywa lud do nawrócenia, by odkrył miłość Boga, i tak jak Chrystus, jeśli jest to konieczne, oddaje swoje życie z miłości.

Pragnienie Franciszka by iść do ludzi wynika z jego własnego i kluczowego doświadczenia. Pewnego dnia w Porcjunkuli Franciszek słyszy fragment Ewangelii o rozesłaniu Apostołów: "Ale pewnego dnia w tymże kościele czytano Ewangelię o tym jak Pan rozesłał swoich uczniów na przepowiadanie. Święty Boży, obecny tam, po ukończeniu obrzędów Mszy Św., pokornie poprosił kapłana o wyłożenie mu tej ewangelii, chcąc lepiej zrozumieć jej znaczenie. On opowiedział mu wszystko po porządku.

Święty Franciszek usłyszawszy, że uczniowie Chrystusa nie powinni posiadać ani złota ani srebra czy pieniędzy, ani trzosu, ani torby, ani chleba, nie nosić laski w drodze, nie mieć obuwia, nie mieć dwu sukien, ale przepowiadać królestwo Boże i pokutę, natychmiast w duchu Bożym rozradowany wykrzyknął: "To jest, czego chcę, to jest, czego szukam, to całym sercem pragnę czynić" (1 Cel 22).

Franciszek chce ukazać się przed światem ogołocony ze wszystkiego, ale bogaty w Słowo Boże. Gdy inni towarzysze dołączają do niego, Franciszek poprzez symboliczny gest dzieli ich na cztery grupy po dwóch i mówi: "Najdrożsi, idźcie po dwóch w różne strony świata, głosząc ludziom pokój i pokutę na odpuszczenie grzechów. Bądźcie cierpliwi u uciskach. Czujcie się bezpieczni, gdyż Pan wypełni swoją obietnicę. Pytającym odpowiadajcie pokornie, prześladującym błogosławcie, krzywdzącym was i ubliżającym dziękujcie, ponieważ ze względu na nich czeka nas królestwo wieczne" (1 Cel 29).

Jeśli nawet chodzi tu o interpretację słów Franciszka jest znaczącym fakt, iż pierwsza wspólnota franciszkańska ma świadomość, że należy stanąć przed ludźmi tak jak Chrystus, głosząc pokój i pokutę. Zachowanie braci mniejszych musi być niosące pokój, pokorne i niekonfliktowe, nawet w przypadku doznawania agresji. Biedaczyna ukazuje się jako zwiastun pokoju i pokuty nie tylko chrześcijanom, ale i muzułmanom. Podczas Kapituły Zielonych Świąt 1219 roku, Franciszek przedstawił problem misji wśród wyznawców islamu, wobec trzech tysięcy braci.

By dać dobry przykład, zadecydował o wyjeździe wraz z braćmi do Egiptu, gdzie przybył w czerwcu 1219 roku na jednym ze statków, które dowoziły zapasy i posiłki krzyżowcom oblegającym Damiata. Obserwując krzyżowców, dostrzegł, że nie chodziło tam o "sprawiedliwą wojnę", dlatego podjął próbę przekonania przywódcy Krucjaty, kard. Pelagio Galvani oraz żołnierzy do zawieszenia broni i przyjęcia pokoju ze strony sułtana Malek-el Kamil (1218-1238).

Wiadomo, że Franciszek nie został wysłuchany i wojsko chrześcijańskie poniosło bolesną klęskę pozostawiając na polu bitwy sześć tysięcy zabitych. Po tej porażce Franciszek zapragnął udać się do sułtana i epizod ten został opisany przez Jakuba z Vitry: "Mogliśmy widzieć tego, który jest założycielem i mistrzem Zakonu, któremu są posłuszni wszyscy inni jak przełożonemu generalnemu; człowiek prosty i niewykształcony, lecz umiłowany przez Boga i przez ludzi, o imieniu Franciszek.
Był on tak przepełniony miłością i gorliwością ducha, że przybywszy do wojska chrześcijan, rozłożonego przed Damiata w ziemi egipskiej, chciał udać się, nieustraszony i zaopatrzony tylko w tarczę wiary, do obozu sułtana Egiptu. Saracenom, którzy go pojmali w drodze, powtarzał: Jestem chrześcijaninem, prowadźcie mnie przed waszego pana. Gdy został przed niego doprowadzony, sułtan, okrutne zwierze, patrząc na wygląd człowieka Bożego, zmienił się w łagodną osobę, i przez wiele dni słuchał bardzo uważnie, podczas gdy Franciszek głosił Chrystusa jemu i jego świcie.

Następnie, przestraszony tym, że ktoś z jego otoczenia mógłby nawrócić się do Pana z powodu skuteczności słów Franciszka, i przeszedłby do wojska chrześcijańskiego, odprowadził go z honorami i ochroną do naszego obozu, i gdy żegnał się z nim polecił mu: Módl się za mnie, aby Bóg zechciał mi objawić jakie prawo i wiara są Mu bardziej drogie" (Historia Occidentalis, 32; FF 2227).

Odnośnie tego opowiadania badacz franciszkanizmu R. Manselli pisał: "Ze słów francuskiego prałata wynika jasno, że nie chciał on (Franciszek), ani nie miał żadnej zbrojnej ochrony czy listu żelaznego; podczas trwających operacji wojennych kierował się jedynie żarem wiary i duchem misyjnym. Także muzułmanie byli braćmi, którym należało ukazać prawdziwą drogę zbawienia, tą którą może zaofiarować jedynie Jezus Chrystus."

Posiadamy inne świadectwo pochodzące ze Zbioru Asyskiego, w którym przejawia się bardzo wyraźnie uniwersalistyczny duch Franciszka oraz sposób jego aktualizacji. W maju 1217 roku rozpoczął on podróż do Francji i we Florencji natknął się na kardynała Ugolino. "Biskup bardzo ucieszył się z przybycia błogosławionego Franciszka.

Ale kiedy dowiedział się, że ten chce iść do Francji, zakazał mu, mówiąc: - Bracie, nie chcę, abyś szedł za góry, albowiem są w Kurii Rzymskiej liczni prałaci i inni, którzy chcieliby zaszkodzić twojemu zakonowi. Ja zaś i inni kardynałowie, którzy kochamy twój Zakon, pilniej będziemy go strzec i wspomagać, jeśli pozostaniesz w granicach tej prowincji.

Błogosławiony Franciszek odpowiedział: - Panie, byłoby dla mnie wielkim wstydem pozostać w tym kraju skoro wysłałem braci do odległych prowincji. Biskup, jakby ganiąc go, powiedział mu: - Dlaczego wysłałeś twych braci tak daleko, by umarli z głodu i byli narażeni na tyle innych utrapień? Błogosławiony Franciszek prorokując odpowiedział mu z wielkim żarem ducha: - Więc myślicie i wierzycie, Panie, że Pan Bóg posłał braci tylko dla tych prowincji?

Prawdziwie mówię wam: Bóg wybrał i posłał braci dla pożytku i zbawienia wszystkich ludzi całego świata; zostaną przyjęci nie tylko w krajach zamieszkałych przez wierzących, ale także przez niewiernych. Niechaj zachowują to, co przyrzekli Bogu, a Bóg da im u niewiernych jak i u wiernych wszystko, czego tylko będą potrzebowali. Biskup zdziwił się na te słowa, przekonując się, że Święty powiedział prawdę. Jednak biskup nie pozwolił mu pójść do Francji. Błogosławiony Franciszek wysłał więc tam brata Pacyfika z innymi braćmi, a sam powrócił na Dolinę Spoleto." (ZAs 108)

Sposób, w który brat mniejszy winien "inkulturyzować się", gdy z "boskiego natchnienia" idzie do niewiernych został określony przez Franciszka XVI rozdziale Reguły niezatwierdzonej: "Bracia zaś, którzy udają się, mogą w dwojaki sposób duchownie wśród nich postępować. Jeden sposób: nie wdawać się w kłótnie ani w spory, lecz być poddanymi wszelkiemu ludzkiemu stworzeniu ze względu na Boga (1 P 2, 13) i przyznawać się do wiary chrześcijańskiej.

Drugi sposób: gdyby widzieli, że tak się Panu podoba, niech głoszą słowo Boże... I wszyscy bracia, gdziekolwiek są niech pamiętają, że oddali się i ofiarowali swoje ciało Panu Jezusowi Chrystusowi. I miłości do Niego powinni się wydawać nieprzyjaciołom tak widzialnym, jak niewidzialnym, bo Pan mówi: Kto straciłby życie swoje dla Mnie, zachowa je (Łk 9, 24) na życie wieczne (Mt 25, 46)." (1 Reg XVI, 5-7; 10-11)

Dla Franciszka przepowiadanie czy program społeczny nie zajmowały pierwszego miejsca, ale styl życia brata mniejszego: bracia zawsze, lecz szczególnie w sytuacjach ekstremalnych i wśród niechętnych ludzi, nie powinni kłócić się, dyskutować, ale dla innych być przykładem braterstwa. Co więcej, dalecy od pragnienia narzucania się, oni sami winni być podporządkowani innym, a nawet wszelkiemu ludzkiemu stworzeniu.

Wierny swojemu imieniu "mniejszy", brat powinien pozostać najmniejszym w relacji do wszystkich i zajmować zawsze ostatnie miejsce. Wyznawanie wiary ustami i przepowiadanie przychodzi po żywym świadectwie w braterskiej zgodzie, w pojednawczym zachowaniu i w bezwarunkowym posłuszeństwie ludziom.

Nie sprzeciwiać się innym agresywnie i polemicznie, lecz iść do ludzi w sposób otwarty, dyspozycyjny i służebny, opanowywać siebie samego, by działać pojednawczo, żyć w braterstwie, być uległym osobom o innych zwyczajach, kulturze i religii, bez zapierania się własnej wiary, oto pokrótce sens inkulturacji misji franciszkańskiej.

Oznacza to brak agresji, odrzucenie triumfalizmu, dyspozycyjność dla pokoju, odwagę wiary, otwarcie na dialog, aż po męczeństwo. W wersetach 12-15 XVI rozdziału, Franciszek przytacza słowa Chrystusa, który zapowiada swoim uczniom prześladowania i śmierć z powodu ich wierności i miłości do Niego, Mistrza, który jako pierwszy przebył drogę uniżenia aż do śmierci. (Mt 5, 10-12; J 15, 20; Mt 10, 23)

Język Franciszka i wybór tych słów Jezusa świadczy o realizmie, ponieważ jeśli bracia przyjmą Chrystusa jako punkt odniesienia i cel ich medytacji, muszą być otwarci na zaangażowanie życia, a kto się angażuje wystawia się na niebezpieczeństwa. Rozdział XVI Reguły niezatwierdzonej przedstawia jasno możliwość i niebezpieczeństwo męczeństwa; gotowość na nie jest wymagana nie tylko od tych, którzy "idą do saracenów", ale od "wszystkich braci gdziekolwiek są".

Franciszek uznawał za przyjaciół prześladowców i zadających śmierć, ponieważ są przyczyną osiągnięcia życia wiecznego: "Naszymi więc przyjaciółmi są ci wszyscy, którzy nas niesprawiedliwie dręczą i nękają, upokarzają i krzywdzą, zadają ból i cierpienie, męczarnie i śmierć. Powinniśmy ich bardzo kochać, ponieważ dzięki temu, co nam czynią, otrzymamy życie wieczne." (1 Reg XXII, 3-4)

Tak więc męczeństwo ukazywało się jako podstawowy wymiar naśladowania Chrystusa przez braci mniejszych. Franciszek nie wyłączał nikogo z zatroskania misyjnego, otwierał serce wszystkim ludziom zawsze jako prawdziwy i pokorny sługa nieużyteczny.

Pragnął on nie tylko, by brat mniejszy nie polemizował z mającymi odmienne poglądy i był posłuszny aż do męczeństwa, ale z dużym "wyprzedzeniem" ekumenicznym nie waha się sam przyjąć zwyczajów od wyznawców islamu, rozpoznając w ten sposób istnienie wspólnych elementów w różnych religiach. W Liście do rządców narodów pisze: "I tak wielką cześć dla Pana rozszerzajcie wśród ludu wam powierzonego, aby każdego wieczoru na głos herolda lub na inny znak cały lud oddawał chwałę i dziękczynienie Panu Bogu wszechmogącemu." (LRz, 7)

W tym pragnieniu Franciszka, by herold oznajmiał czas modlitwy i uwielbienia Boga, badacze widzą wpływ islamski pochodzący ze zwyczaju salat. Rzeczywiście podczas podróży misyjnej w latach 1219-1220, Franciszek pozostał pod wrażeniem muzułmanów słuchających wezwania do modlitwy powtarzanego kilka razy na dzień przez muezinów, i wznoszących swe modły do Bogu. Dla niego taka modlitwa zwrócona do Boga winna zjednaczać chrześcijan i wyznawców islamu.

Także w liście skierowanym do całego Zakonu odnajdujemy akcent zwyczaju islamu i wschodnich chrześcijan, tj. prostracji, gdy wymawiano święte imię Boga: "którego imię gdy usłyszycie, oddawajcie mu pokłon z lękiem i z szacunkiem, pochyleni do ziemi (2 Ezdr 8, 6), imię Jego - Pan, Jezus Chrystus, Syn Najwyższego (Łk 1, 32), który jest błogosławiony na wieki (Rz 1, 25)." (LZ, 4)

Nikt nie był wyłączony z pokornego i żarliwego zainteresowania Franciszka, rzeczywiście w drugiej części XXIII rozdziału Reguły niezatwierdzonej, po zwróceniu się do wszystkich stanów Kościoła, kieruje swój apel do całego świata: "...wszystkich małych i wielkich, i wszystkie ludy, plemiona, pokolenia i języki (Ap 7, 9), wszystkie narody i wszystkich ludzi na całej ziemi, którzy są i którzy będą, my wszyscy bracia mniejsi, słudzy nieużyteczni (Łk 17, 10), pokornie prosimy i błagamy, abyśmy wszyscy wytrwali w prawdziwej wierze i pokucie, bo inaczej nikt nie może być zbawiony" (1 Reg XXIII, 7b).
Brat mniejszy, za przykładem Założyciela, na ile jest to dla niego możliwe będzie starał się dotrzeć do wszystkich ludzi, także tych najtrudniejszych i dalekich od jego własnej kultury i religii. Nie będzie dążył do panowania nad nimi w żaden sposób, nie będzie ich oszukiwał nieprawdziwą inkulturyzacją zewnętrzną, będzie natomiast dążył do ukazania się tym kim jest, prawdziwym bratem mniejszym, pokornym i uzbrojonym tylko w miłość.

Jako kuglarz Boży będzie głosił pokój i zgodę, i gdy będzie tego wymagać sytuacja, dla miłości ofiaruje także własną krew. Tak postępując może nie doprowadzi do prozelityzmu, ale z pewnością będzie żywym obrazem tajemnicy kenozy Chrystusa zbawiającego wszystkich, również tych, co bezpośrednio Go nie uznają.

Z pewnością sposób w jaki Franciszek ukazywał się ludziom i dialogował z nimi, z ich kulturami, nie jest łatwym do współczesnej aplikacji, choć pragnął by tą metodą kierowali się jego naśladowcy. Techniki misyjne, przygotowanie teologiczne, znajomość języków i obyczajów osób do których jesteśmy posyłani by pracować, są konieczne, lecz nie rozwiązujące wszystkich trudności.

Posiadamy bogactwo, którego inne zakony nie mają, tzn. bycia uczniami Franciszka, świętego zaakceptowanego przez wszystkich, oraz bycia "braćmi mniejszymi". To nasza słabość z ludzkiego punktu widzenia, ale to nasza siła i bogactwo w świetle wiary, i możemy mówić za św. Pawłem: "...ilekroć niedomagam, tylekroć jestem mocny." (1 Kor 12, 10b) Franciszkanin pokorny i ubogi, bez roszczeń, który kocha bliźnich także w ich odmienności religijnej i kulturowej, który głosi pokój będąc łagodnym i bezbronnym, który jest otwarty na wszelki byt, również nieożywiony, stając się prawdziwym ekologiem, który podchodzi do innych bez pretensji triumfalistycznych, bez pragnienia zawładnięcia sumieniami z powodu przepowiadania prawdy, co więcej gotowy przyjąć od innych to wszystko, co posiadają dobrego i staje u ich boku jako brat mniejszy, taki franciszkanin będzie kochany i szanowany także przez niekatolików i niechrześcijan.
Chrystus zanim będzie głoszony słowami zostaje przekazywany sposobem bycia brata mniejszego. Dialog z innymi będzie spotkaniem nie tyle słów co spotkaniem serc, i jeśli mimo tego zakończy się niepowodzeniem, ale będziemy żywić ciągle to samo uczucie miłości do bliźniego, który nie tego akceptuje, to sama nasza obecność w tych miejscach i wśród tych osób nie będzie bezużyteczna. Są to chwile, w których ukazujemy najbardziej "niepokojące" oblicze Chrystusa, Jego kenozę, tzn. Jego zbawienie dane wszystkim, także tym, którzy tego nie chcą zaakceptować.

2 komentarze:

br. Przemek Kryspin pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
br. Przemek Kryspin pisze...

Sokół, kurcze dopiero znalazłem twoją dziuplę w siecie. wielkie pozdro stary brachu i 3 majmy sie.